28 lip 2018

Uprawy

Mam zaległości w informowaniu z cyklu : ''co na polu'' :)
Jarzyny rosną jak na drożdżach, trawa też :) Grządki zarastają w piorunującym tempie. Nie nadążam pielić ale to mały ''pikuś'' ! Ważne, że od początku czerwca nie kupuję ziemniaków, bo od wtedy mamy swoje. Nie żartuję ! Od miesiąca mamy buraki, no i ciągle jest sałata, a teraz doszła jeszcze fasolka szparagowa, ogórki i cebula oraz mnóstwo cukini. Nawet na dwie zupy miałam bobu. Nie jest źle, bo bób u nas ciągle żarły mszyce. Na młodych sadzonkach też się pojawiły ale po ulewnych deszczach chyba je mocno spłukało i później już było dobrze. Kapusta pięknie rośnie, ma trochę listków ażurkowych ale tyle, to może być :) Wstawię fotki robione miesiąc temu na polu. Aktualnie wszystko wygląda inaczej.
                                                              Sałata strzępiasta
                                                                  Sałata masłowa
Kwitnąca pietruszka
Natka pietruszki
Rzodkiewka późna
Cebula siedmiolatka
                                                                                 Anyż
Zdjęcia anyżu są kiepskiej jakości, następnym razem postaram się zrobić lepsze.
                                                                       Kapusta
                                                                              Ogórki

                                                                            Buraki

                                                                            Cebula
                                                                           Groch
                                                              Fasolka szparagowa


                                                                     Ziemniaki

                                                                       Ziemniaki
                                                                           Cukinie
                                                               Pierwszy zbiór cukiń
                                                                     Drugi zbiór cukiń
                                                                            Bób
                                                                       Koper
                                                 Nawet trochę chrzanu do ogórków urosło :)
W czerwcu zamroziłam porzeczkę białą, czerwoną oraz agrest. Jak widać, nie ma kiedy próżnować :))))


Żeby nie było tak pięknie, to teraz o niepowodzeniach.
Kompletnym niewypałem w tym roku jest marchew. Siałam ją dwa razy i dwa razy wyszła beznadziejnie. Nie wiem czemu. Najpierw posądziłam o bylejakość nasiona, ale drugim razem siałam z innej firmy i nawet dwojakie. Jedne na taśmach, a drugie tradycyjne - do sypania. Rozmawiałam z okolicznymi rolnikami i jak się okazuje, u wszystkich takie dziadostwo wyszło. 
Kolejny kompletny niewypał to .... No jak myślicie ? Tak ! Zgadliście ! POMIDORY!!!! 
Oczywiście na początku siałam, podlewałam i trzymałam na parapetach. Wkurzało mnie to, bo wiadomo, że zawsze gdzieś się coś upaćka, no ale wizja swoich pomidorów pozwalała mi ścierpieć te niedogodności. Sadzonki posadziłam w ogródku. Po jakimś czasie trzeba było szukać podpór. Podpory się znalazły. Powiązałam ponad 100 pomidorów. Plecy bolały mnie dwa dni! I co ? No było pięknie. Owoce ładne i w dużej ilości. Odmiana - Bawole serce - tak pięknie wyrosła, że niektóre krzaczki były większe ode mnie, a te koktajlowe oprane owocami. Tydzień temu prawie wszystkie szlag trafił. Liście, jakby nigdy wody nie widziały, owoce zarumieniły się na czarno. Cóż było robić? Znów trzeba było puścić siarczystą wiązankę pod nosem i wyrwać. Zostawiłam kilka lepszych krzaków koktajlowych, ale przypuszczam, że nawet te się nie uchowają. Tak sobie myślę, że gdybym posadziła tylko koktajlowe, to może by jakimś cudem się utrzymały? 
Mamy też małe zoo na polu. Ciężko pracującego kreta, robotne nornice, milusińskie zające, obślizłe żaby i chmarę ptaków. Kret na wyścigi z nornicami przekopał całe pole. Może ryć nie trzeba będzie na jesień, bo już tak spulchnił, że lepiej nie trzeba :)))))
Dowód jego ciężkiej pracy :)))

                                                             Łapa w przybliżeniu


                                                  Makro pewnych osobników :)))


Młoda sójka, która wypadła z gniazda.
Zaskroniec.... Fota robiona telefonem i jakaś mała wyszła.

Uczta dla zmysłów

Ciasto malinowe jest delikatne, lekkie, słodkie i efektowne. To prawdziwa uczta dla zmysłów. :))))



Ciasto;
6 żółtek utrzeć z 10 dag cukru, cukrem waniliowym i 15 dag miękkiej margaryny. Wymieszać z 20 dag mąki i łyżeczką proszku do pieczenia. Ciasto dzielimy na pół i wykładamy na dwie blachy.
Ubijamy bezę z 6 białek i 25 dag cukru na sztywno. Wykładamy na dwa ciasta. Jedną bezę posypujemy płatkami migdałowymi i pieczemy oba ciasta po około 20 min. Jeśli nie chcemy płatków migdałowych rumienić, to nie dajemy na bezę przed pieczeniem, tylko posypujemy nimi gotowe ciasto.
Masa;
750 ml śmietany 30%
około 2 łyżki żelatyny - może być 1
3 opakowania bitej śmietany w proszku
2 łyżki cukru pudru - jak ktoś woli słodsze, to więcej
Śmietanę ubijamy z cukrem i śmietaną w proszku, a pod koniec wlewamy rozpuszczoną żelatynę w 1/4 szkl wody.
Dodatkowo;
około 40 dag malin
2 galaretki malinowe
Galaretki rozpuścić w 1 i 1/2 szklanki wrzącej wody. Maliny zmiksować. Do wystudzonej galaretki włożyć maliny.

Na wystudzone ciasto (to bez migdałów) dajemy połowę masy, na to dajemy tężejącą galaretkę i znów masę, a na to - ciasto z migdałami.

Smacznego!

Moce przerobowe :)

Od czerwca ciągle coś zbieramy z grządek albo z drzew. Ten rok okazał się obfity w zbiory wszelakie. Końcem czerwca i początkiem lipca zaprawiliśmy 150 kompotów z czereśni, 50 z wiśni, 17 z jabłek i 12 słoików smażonych jabłek na szarlotkę. Parę dni temu zaprawiliśmy 26 kompotów ze śliwek.
Nawet takie mutanty zrośnięte się pojawiały :)